SARA
Wstęp
Była wyjątkowo gwieździsta i jasna noc. Zawdzięczaliśmy to pełni księżyca, która upiększała nam tą ciężką wędrówkę. Musieliśmy uciekać, nie mogliśmy się poddać. Dla Sary, dla naszego ukochanego dziecka. Córeczka ma dopiero rok. Jest taka mała, nieświadoma niebezpieczeństwa i zła które czyha na jej życie. Przecież musi nam się udać, musi… Bez nas będzie sama jak palec, bez nas nie uda jej się przetrwać. Prócz nas nie ma nikogo, kto mógłby się nią zaopiekować. Dlatego musimy to zrobić, mam nadzieję, że to zrozumie jak dorośnie, mam nadzieję, że ufamy odpowiednim ludziom. Gdybym tylko mogła to urzeczywistnić, wszystko byłoby prostsze, lecz nawet ja nie potrafię tego zrobić i wierzę, że życie, w którym spełniają się najskrytsze marzenia płynące prosto z naszych serc, byłoby zbyt proste, a skutkiem tego pozbawione piękna i szczęścia. W końcu w każdej sytuacji trzeba szukać tej lepszej strony.
piątek, 22 maja 2015
Nowa historia
wtorek, 3 lutego 2015
5
- Dziękuje, ale gdzie jest to "niedale... - Katarzyna już zniknęła za białymi drzwiami, a ja byłam tak zmęczona, że przestałam się przejmować wszystkim dookoła. Liczyło się dla mnie tylko ogromne łóżko z baldachimem znajdujące się w centralnej części pokoju. Gdy tylko na nim usiadłam oczy zaczęły mi się zamykać i niedługo potem usnęłam.Wpadłam w czarny dół i płynęłam przez mroczny tunel, coraz niżej i niżej. Nigdzie nie było widać nawet grama światła. Ciemność była obecna wszędzie, a mimo to doskonale widziałam to co działo się wokół mnie. Znajdowałam się w pokoju ciotki w kamieniczce rodziców. Wszystko leżało na swoim miejscu i wyglądało tak jak dawniej, a jednak czułam jakiś niepokój. Dręczące przeczucie, że coś jest nie tak. Nagle dostrzegłam w ciemności zarys światła, który powoli przybierał ludzką formę. Średni wzrost, długie brąz włosy spięte z tyłu spinką w sposób, który tak dobrze znałam. To była ciocia. Nie wyglądała tak jak kiedyś. Była półprzezroczysta, a jednak realna. Miała nieobecny wzrok i płakała.Wyglądała tak jakby nie powinno jej tu być, jakby była tylko w połowie, ciągle myślami tkwiąc w tym drugim miejscu. Lecz najbardziej zabolało mnie to, że na jej na ogół radosnej twarzy widać było wielki smutek.
-Nie wierz im, nie ja to zrobiłam... Nie mogę ci powiedzieć... To nie ja...
-Ale co ciociu wytłumacz. Nic nie rozumiem.
- I choć krzyczała, ostrzec Go próbując, On ślepo i głucho swój zamiar utrzymując, Zabił, co ważne świadom swego czynu... I choć błagała poprawę obiecując, On nie chciał niczego, Tracąc, nie zyskując...
-Nie rozumiem, powiedz mi co się dzieje.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Kazali mi ci to przekazać. Słuchaj się swojego serca a będzie dobrze. Tylko to cię może uratować. Och, idzie.. miało jej nie być. Muszę wracać, nie może się dowiedzieć, wtedy stanie się coś złego. Pamiętaj !
- Nie ciociu nie odchodź, zostań ze mną, proszę, kocham cię, ciociu zostań !
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi, mimo tego przez cały czas udawałam że śpię. Byłam przejęta przedziwnym snem, który przyszedł tej nocy. Udawałam, że ciągle śpię, marząc o tym w głębi duszy. Może wtedy dowiedziałabym się czegoś więcej. Czy ciocia próbowała mi powiedzieć kto ją zabił ? Kim byli ci "oni" ? I czy ciocia mogła przychodzić do mnie jako... duch ? Przecież duchy nie istnieją. To nie jest normalne, a mi nie zdarzają się nienormalne rzeczy. Może po tych wszystkich przejściach nabawiłam się jakiejś schizofrenii.
poniedziałek, 2 lutego 2015
4
Następnego dnia z samego rana przyjechała po mnie Katarzyna, wróciłyśmy do mojego domu, abym mogła zabrać kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Od dziś będę mieszkać z nową rodziną w nowym domu, po raz kolejny zaczynając wszystko od początku. Tylko różnica polegała na tym, że na wcześniejsze zmiany byłam przygotowana, a to było tak nagłe, tak przytłaczające...
Katarzyna zatrzymała samochód na podjeździe i spojrzała się na mnie, sugerując wzrokiem, iż nadszedł czas powrócenia do miejsca moich najnowszych koszmarów. Wiedziałam, że powinnam teraz wyjść z samochodu wyprostować się i odważnie wejść do budynku. Wiedziałam, że jeżeli dłużej będę tego unikać to nie pokonam moich lęków, lecz wręcz przeciwnie zacznę je w sobie rozwijać. Myślami właśnie to robiłam byłam odważną dziewczyną, która właśnie przechodziła przez kuchnie mijała drzwi do spiżarni i nagle... Kap, kap, kap... Nie mogłam. Skuliłam się na siedzeniu, chcąc, jeśli tylko to możliwe wtopić się w fotel i zniknąć. Byle tylko ominąć tą niemiłą konieczność powrotu do miejsca, którego już nie mogłam... nie chciałam... nazwać domem. Niestety żadna nadprzyrodzona siła nie chciała spełnić moich wymysłów więc po prostu siedziałam wpatrzona w las, który tak kochałam, a który kojarzył mi się teraz tylko ze smutkiem i utratą czegoś bardzo ważnego. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Katarzyny.
-... jeśli nie dasz rady to ja to zrobię za ciebie. Powiedz tylko czego najbardziej ci potrzeba i gdzie będę mogła to znaleźć. Wiedziałam, że powinnam teraz zacząć mówić. Powiedzieć cokolwiek. Zgodzić się, odmówić. Sporządzić, krótką słowną listę najpotrzebniejszych rzeczy. Lecz nie mogłam. Gula w gardle nagle wstrzymała moje struny głosowe, a do oczu zaczęły nabiegać łzy. Na szczęście Katarzyna nie czekała dłużej na moją odpowiedź wiedząc, że jestem teraz w innym świecie sam a sam ze swoimi myślami. Tocząc nierówną walkę o z góry przesądzonym wyniku. Wyszła z samochodu i szybkim krokiem szła w kierunku kamieniczki rodziców. Po krótkiej chwili wróciła z trzema pudłami wypełnionymi moimi rzeczami i ułożonymi jedno na drugim. Pudła chwiały się niebezpiecznie sygnalizując chęć wylądowania na ziemi w zimnym, mokrym śniegu. Ta wizja nie podobała mi się zbytnio, a świadomość tego, że nie będę musiała wejść już do budynku sprawiła że podbiegłam do mojej nowej opiekunki uściskałam ją i chcąc pomóc wzięłam od niej dwa pudła. Razem wsadziłyśmy je do bagażnika i ruszyłyśmy w drogę. W podróż w jedną stronę, która miała zabrać mnie do nowej, nieznanej przyszłości.
Dom Majki był piękny. Duży biały budynek przedstawiający w nowoczesny i subtelny sposób zarys baśniowego zamku. Łączył w sobie elegancję, klasykę i współczesność i przypuszczam, że to połączenie przypadłoby do gustu każdemu, nawet najbardziej wymagającemu człowiekowi. Wokół domu znajdował się niesamowicie piękny ogród, którego widok zapierał dech w piersiach. Rosły w nim krzewy róż, niektóre klasyczne, a inne w tak nietypowych kolorach i kształtach, iż nie można było oderwać od nich wzroku. Zdziwiło mnie jednak to, że zachodnia strona ogrodu odgrodzona była wysokim płotem oplecionym bluszczem i pnączami czerwonych róż, które były tag gęste, iż nie byłam w stanie dostrzec furtki lub jakiegokolwiek innego wejścia.
- Witaj w nowym domu. Usłyszałam, zauważając jednocześnie, że Katarzyna właśnie zatrzymuje się na podjeździe. Ogarnęła mnie ogromna wdzięczność do tych obcych ludzi, którzy mieli tak dobre serca, że nie zostawili mnie samej.
- Nie ma pani nawet pojęcia, jak bardzo chciałabym pani podziękować za to co dla mnie robicie. Nigdy chyba nie będę w stanie odpłacić pani za tak dobry i szlachetny czyn. Dziękuję. Nie znajdę innych słów opisujących moją wdzięczność, więc po prostu dziękuję.
- nie martw się dziecko. Wystarczy nam świadomość, że będziesz bezpieczna, w końcu jesteś przyjaciółką mojej córki i proszę zwracaj się do mnie po imieniu, tak będzie odpowiedniej.
-Dobrze Katarzyno. Jeszcze raz dziękuję.
wtorek, 27 stycznia 2015
3
Nie wiem jak długo tu siedziałam, ale podejrzewam, że minęło dużo czasu, ponieważ gdy już wyszłam właśnie świtało.Okazało się, że ktoś znalazł mój telefon, który musiałam zostawić na korytarzu i zatelefonował do Majki, jako, że był to numer pod który dzwoniłam ostatnio. Ta niebieskooka lekarka, martwiła się o mnie, szukała mnie, a gdy nie mogła znaleźć postanowiła zawiadomić kogoś z rodziny o tej tragedii. Tylko, że ja byłam sama, nie miałam nikogo kto mógłby się mną zająć, bo ciocia podobnie jak ja była sierotą. Może dlatego byłyśmy sobie tak bliskie. Wiedziałyśmy co to samotność i odnalazłyśmy siebie, aby móc ją złagodzić.
Na szpitalnym korytarzu zobaczyłam moją przyjaciółkę wraz z rodziną. Majka powiadomiła matkę o zaistniałej sytuacji i rezygnując z zabawy w górach wróciły do domu, aby mi pomóc. Jej matka - Katarzyna- oznajmiła mi, że jeśli chcę mogę zamieszkać z nimi dopóki nie skończę osiemnastego roku życia. Nie chciałam sprawiać im problemu, ale szczerze mówiąc nie miałam innego wyjścia, a perspektywa ponownego zamieszkania w domu dziecka nie podobała mi się zbytnio. Byłam więc im bardzo wdzięczna i zgodziłam się. Przynajmniej na razie zamieszkam z rodziną Majki, a potem znajdę jakieś rozwiązanie. Byłam tak zmęczona, że oddałabym wszystko, za perspektywę snu, który pozwoliłby mi zapomnieć choć na chwilę o tym co stało się wczoraj. Katarzyna zabrała mnie do swojej rezydencji. Rodzina Mai była bardzo bogata, dziewczynie nigdy niczego nie brakowało, lecz na mnie nie robiło to nigdy wrażenia. Ja byłam wdzięczna cioci za to co miałam, nie potrzebowałam najmodniejszej torebki i butów, aby móc być szczęśliwą. Podejrzewam, że tata Mai zarabiał dużo, ponieważ pamiętam, że przyjaciółka wspominała kiedyś, że matka nie pracuje, lecz nie pytałam nigdy o to dziewczyny, bo za każdym razem gdy wspominałam o jej ojcu, ona w dziwny sposób zmieniała temat.
Przed wyjściem ze szpitala zatrzymali mnie policjanci, którzy twierdzili, że ciocia popełniła samobójstwo. Niedaleko jej ciała znaleziono zakrwawiony nóż kuchenny, na którym znajdowały się wyłącznie jej odciski palców. Mimo tego dowodu, nie mogłam w to uwierzyć. Znałam ciocię bardzo dobrze, wiedziałam, że nie zostawiłaby mnie samej. Nie po to tyle ryzykowałyśmy z przeprowadzką. Po za tym to nie było w jej stylu. Była taka pogodna, zawsze szczęśliwa, brała z życia tyle ile mogła. W mojej głowie pojawił się obraz jej ciepłych zawsze uśmiechniętych brązowych oczu, które teraz były puste, martwe... których nigdy więcej nie zobaczę.